Doświadczyłam dzisiaj rzeczy nieprawdopodobnej. Niby wiedziałam, o co chodzi. Niby rozumiałam. Niby, niby, niby...
Ale od początku. Zbieramy od dzieciństwa, a nawet wcześniej, doświadczenia, które wpływają na nasze emocje. Jeśli to są emocje wspierające, tylko się cieszyć. Jednak często są to emocje trudne. Emocje, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Emocje, które rodzą kolejne emocje. Koło się kręci, często już nie pamiętamy, gdzie był początek. Są tylko one. Emocje.
Emocje, z którymi sobie nie radzimy. Emocje, które przejmują nad nami władzę. Już nie ma wydarzeń, które je spowodowały. A one ciągle są. One lub ich dzieci. Całe stadko rozkapryszonych emocji.
Gdy usiłujemy wytłumaczyć komuś, skąd się wzięły, nasza historia brzmi banalnie, żałośnie. Dorosły człowiek skarżący się na coś, co wydarzyło się 40, 50 lat wcześniej. Brzmi banalnie, bo często nie o wydarzenia same chodzi. Istotne jest to, co się zadziało w sferze emocjonalnej, nawet jeśli te emocje były nieadekwatne do wydarzenia.
Dorastamy, pamięć o wydarzeniach może - choć nie zawsze - przemija, ale emocje zostają. Poczucie osamotnienia, strach przeradzają się w złość, nienawiść. Odrzucenie w agresję. Wstyd w obrzydzenie. Można mnożyć. Dorastamy. Nasze emocje też. Stają się silne, ugruntowane, zmieniają twarze na bardziej zdecydowane, nieprzejednane.
Po jakimś czasie orientujemy się, że nie jest nam z nimi dobrze. Chętnie byśmy się od nich uwolnili. I zabieramy się do tego jak do szybkich porządków przed niespodziewanymi gośćmi. Coś do szafki, coś za drzwi, coś pod dywan. Ludzie wchodzą, nie widzą. Zapominamy. Ale to ciągle tam jest. Nie znika. Staje się tylko na jakiś czas niewidoczne. Gdy jednak otworzymy szafkę, wrzucone w pośpiechu rzeczy wypadną. Może nawet potłuką się. Może w tym czasie, kiedy tam leżały, zdążyły zgnić...
Z emocjami też tak jest. Niewidoczne siedzą cicho. Aż coś się wydarzy. Coś niewielkiego. I wylewają się lawiną. Nieadekwatnie do sytuacji.
Można próbować radzić sobie z nimi rozumem. Analizować. Rozkładać na czynniki pierwsze. Wreszcie zaakceptować. Zrozumieć wyższy sens wydarzeń. Tylko zrozumienie nie zawsze idzie w parze z odpuszczeniem.
Trudne emocje z dzieciństwa wpływają na życie dorosłego człowieka. Odbijają się i w relacjach, i w nałogach, i w życiu zawodowym, i w finansach.
Gdy komuś, kto ma takie wyzwania w roznych dziedzinach życia, mówi się: wizualizuj, afirmuj, to może to wywołać - w najlepszym razie - niechęć. Bo to nie o relacje, finanse, nałogi chodzi. Można sobie wizualizować i afirmować do... uśmiechniętej śmierci.
Tu trzeba zejść głębiej. Dotknąć tego, czego się już dotykać nie chce. Przeżyć raz jeszcze to, za czym zatrzasnęliśmy drzwi, niepomni na to, że wszystkimi szparami wydobywa się stamtąd swąd wspomnień. Trzeba poczuć raz jeszcze, by móc pozwolić temu odejść.
Uwalnianie emocji to sposób na rozprawienie się ze swoimi odczuciami, które nas blokują, nie pozwalają pójść naprzód. To sposób na odzyskanie siebie. Na oczyszczenie. Na nowy start.
Jeszcze do końca nie umiem powiedzieć, co się wydarzyło. Jest to na pewno doświadczenie niezwykle poruszające. I uwalniające.
Dziękuję, Agnieszko, że mnie przez to przeprowadziłaś 🩷.
Commenti